wtorek, 25 listopada 2014

Nowy pomnik Nike

Co by się stało, gdyby czołowe światowe korporacje zaczęły wdzierać się do tkanek miasta poza reklamy i sklepy, przejmując historyczne miejsca i nazwy, budując tam swoje ołtarze? To pytanie postawiła sobie austriacka grupa artystyczna 0100101110101101.org w swoim kontrowersyjnym projekcie "Nike Ground" z 2003 roku. Oficjalnie przedstawione jako oryginalna akcja promocyjna amerykańskiej firmy Nike, która miała jakoby promować przemianowanie jednego z najważniejszych placów stolicy Austrii, Karlsplatz na Nikeplatz oraz postawienia kilkunastometrowego pomnika przedstawiającego logo Nike (zwany też w j. angielskim "Swoosh"). Słynna "łyżwa" została stworzona w roku 1971 przez studentkę grafiki użytkowej na Uniwersytecie Portland Carolyn Davidson. Za logo warte dziś miliony dolarów i rozpoznawane przez praktycznie każdego mieszkańca Ziemi Davidson zgarnęła w owym czasie 35 dolarów. Pomysł na logo firmy odzieżowej przerobione na ogromny pomnik tchnie próbą mitologizacji konsumpcji. Nowa Nike z Samotraki.

Trzeba przyznać, że cały happening był doskonale przygotowany i mógł naprawdę wprowadzić mnóstwo ludzi w święte przekonanie, że niebawem będą przechadzać się po Nike Platz podziwiając spiżowego Swoosha. W 2003 roku na Karlsplatz stanął 13-tonowy, przeszklony metalowy kontener z obowiązkowym logiem Nike. Tekst na kontenerze głosił: "This square will soon be called Nikeplatz. Come inside to find out more". Wewnątrz znajdowało się coś pomiędzy info-boxem a futurystycznym showroomem, gdzie para bliźniaczek w ubraniach zgadnijcie sami jakiej marki informowały zainteresowanych o tym, że Wiedeń jest jedny z pierwszych miast w wielkiej kampanii Nike dążącej do przemianowania ważnych miejsc w miastach na całym świecie, by miały w nazwię "Nike". Dopełnieniem zmiany nazwy i ukoronowaniem kultu marki miał być pomnik, który miał stanąć pośrodku placu: wysoki na 18 i długi na 36 metrów symbol Nike Inc. wykonany ze stali pokrytej "rewolucyjnym nowym materiałem wykonanym ze zrecyklingowanych podeszw butów". Nie można ukrywać, że wielu mieszkańców Wiednia wyrażało swoje oburzenie oraz wysyłało setki zapytań do firmy Nike oraz austrackich mediów, aby nagłośnić sprawę. I wtedy o Nike Ground dowiedziało się Nike. To prawdziwe.
Nike, jak to w zaadzie każda międzynarodowa korporacja zareagowała z poczuciem humoru i lekkością godną owych instytucji i natychmiast wytoczyła ciężkie prawnicze działa przeciwko organizatorom akcji, jednocześnie wyrzekając się jakichkolwiek powiązań z inicjatywą Nike Ground. Firma zażądała od grupy 0100101110101101.org natychmiastowe zaprzestanie używania ich znaku firmowego oraz zaprzestania akcji Nike Ground pod groźbą grzywny w wysokości 78 tysięcy Euro. Franco Birkut, jeden z przedstawicieli kolektywu, skrytykował działania firmy następująco: "Gdzie jest duch Nike!? Oczekiwaliśmy spotkania z ludźmi sportu, a dostaliśmy tylko bandę nudnych prawników". Co ciekawe, prasa wzięła stronę artystów, krytykując koncern. Catchy Macherel z Le Courrier stwierdziła, że inicjatywa Nike Ground obnażyła brzydką stronę "dynamicznej" i "swobodnej" koporacji, która natychmiast czuje się zagrożona, gdy ktoś próbuje bawić się ich symbolem. Eva Mattes, jedna z osób stojących za całą akcją wytyka Nike wrogie nastawienie do ich kampanii, przeciwstawiając jej ciepłe przyjęcie prac Andy'ego Warhola z puszkami zupy przez firmę Campbell Soup Company w latach 60., która nawet zamówiła u Warhola jeden obraz z podobizną produkowanej przez nich zupy.


Jak zakończyła się ta cała sprawa? Sąd odrzucił wniosek Nike, a sama firma pokryła się blamażem, wycofując się z dalszych prawnych działań. Akcja Nike Ground pokazała, że zderzenie sztywnej, korporacyjnej estetyki z elastycznym i naginającym zasady światem sztuki często szkodzi temu pierwszemu zwłaszcza gdy jedną z ważniejszych zasad, którą firma się kieruję to wolność i swoboda. Bo czyż nie o tym myślimy kupując np. buty do biegania czy dres Nike? Wyobrażamy sobie siebie biegnących swobodnie drogą lub chodnikiem tak daleko, jak ponoszą nas buty z "łyżwą". Firma Nike strzeliła sobie w stopę biorąc śmiertelnie poważnie hiperreastyczny performance grupy 0100101110101101.org. I przy okazji stanowiła ciekawe ostrzeżenie dla "szarego człowieka" przed tym, jak daleko mogą zapuścić się korporacje w zmienianiu i formowaniu nie tylko "przestrzeni psychicznej" (wystarczy zapytać zwyczajnego 10-11 latka, o jakich butach marzy, jest duża szansa, że odpowie "Nike Air Max") a także przestrzeni fizycznej. Bo gdyby Nike Ground nie wymyślili wcześniej artyści, uświadamiając wszystkich o absurdzie takiej idei, być może firma z "łyżwą" w logotypie sama wpadłaby na ten pomysł. I być może nie skończyłoby się tylko na budce informacyjnej i komputerowych wizualizacjach.