czwartek, 28 sierpnia 2014

Tam, gdzie nie sięga światło: Jon Rafman

Jon Rafman in the flesh.
Jeśli wziąć pod uwagę, w jak niewdzięczne i niebezpieczne rejony sieci zapuszcza się kanadyjski artysta Jon Rafman, należałoby go raczej porównać do legendarnego dziennikarza Waldemara Milewicza niż jakiegokolwiek innego artysty. Podobnie jak Milewicz wielokrotnie narażał się na śmierć w strefach konfliktów na całym świecie (aż w końcu go dosięgła), tak Rafman naraża się na poważne wypaczenie psychiki poprzez badanie najdziwniejszych możliwych subkultur, zainteresowań i seksualnych fetyszy, których w całym Internecie jest teoretycznie nieskończenie wiele. Jon Rafman jest speleologiem, który świeci małą lampką tam, gdzie nie sięga światło i przedstawia całemu światu mały wycinek z głębokiej sieci w formie delirycznych filmowych kolaży, które często przerażają i brzydzą, a jednak nie pozwalają oderwać od siebie wzroku. Fascynują go także gry komputerowe, w szczególności Second Life, a także przeszukiwanie morza informacji po to, by znaleźć te kilka pięknych scen lub zdjęć.

Sam Rafman przyznaje w opisie jednego ze swoich najnowszych filmów, że sieć jest tak wypełniona contentem, że nawet nie trzeba tworzyć nic od siebie. Wystarczy po prostu zebrać trochę contentu, który jest podstawą twórczościa artysty, jego budulcem, uszczknąć tę odrobinkę z informacyjnej rzeki, tak jak zbiera się ostrygi czy zdrapuje się zastygnięty tłuszcz z patelni. Rafman zbiera cały ten cyfrowy szlam i przestawia, obdzierając z kontekstu lub nadając nowe, zasakujące znaczenia. A raczej bawiąc się samym znaczeniem i interpretacjami, co chwilę zmieniając kierunek swoich wizji. Jednym z pierwszych źródeł inspiracji były zasoby Google’a, a konkretnie widoki ulicy w Google Maps. W swoim trwającym kilka lat projekcie 9 Eyes artysta mozolnie przeszukiwał ulice metropolii i pustkowi, aby znaleźć nieoczekiwanie artystyczne, przepiękne panoramy gór lub wyjątkowych warunków pogodowych oraz czasami zabawne, czasami niepokojące, często nietypowe sytuacje - jak zakapturzeni młodzieńcy grożący samochodowi Google gdzieś w złej dziennicy pośród odrapanych bloków i wandalskiego graffiti lub oddziały antynarkotykowe aresztujące dilerów. Niektóre ze scen wyglądają jak starannie zaaranżowane, jak dziewczyna siedząca ostentacyjnie pośrodku drogi, święta krowa rozłożona na poboczu lub tygrys przechadzający się po pustym parkingu. W swojej kolekcji wyłapuje też Rafman glitche i błędy aparatu, które nadają światu przedstawionemu w widokach ulicy rysy halucynacji albo magicznego realizmu. Kolejnym projektem jest seria Brand New Paint Job, w którym komputerowe modele wnętrz i obiektów pokrywane są teksturami przedstawiającymi słynne dzieła sztuki, np. sypialnia “odziana” w obrazy Picassa czy modele sportowych aut w teksturach Moneta.

Seria "9 Eyes"
Kolejnym konikiem Rafmana są gry komputerowe oraz wirtualne przestrzenie, a właściwie wykorzystywanie gotowego otoczenia do tworzenia całkowicie nowych narracji, co przedstawił w swoim projekcie “A Man Digging”, tworząc neurotyczną, egzystencjalną historię opowiadaną przez niewidocznego narratora używając gotowego otoczenia m.in. z Max Payne 3 oraz Grand Theft Auto IV i zmieniając ustawienie kamery tak, by skupiała się na różnych elementach otoczenia, przypominając raczej starannie wystudiowane zdjęcia niż cutscenki z gier komputerowych. Prawdziwą kopalnią złota stało się jednak dla artysty Second Life - ogromna internetowa symulacja, wypełniona wyidealizowanymi avatarami użytkowników, gdzie, jeśli się chce, nie trzeba nawet być człowiekiem. Dla kogoś zafascynowanego badaniem ukrywania i zmieniania tożsamości w sieci SL staje się Eldoradem, nieskończonym terenem badań, analizy i krytyki. Jon Rafman wniknął w ten świat sam przybierając postać avatara - stał się Kool Aid Manem, wirtualną maskotką popularnej w USA marki napojów Kool Aid, ogromnym antropomorficznym dzbankiem z rzeczonym napojem. Przechadzając się między innymi avatarami, między innymi postaciami wyglądający jak bohaterowie anime czy kolorowymi futrzakami naśmiewał się i afirmował jednocześnie nieograniczone możliwości, jakie oferuje SL w tworzeniu miejsc i postaci. Skoro można być napakowaną seksbombą, dlaczego nie zostać od razu symbolem marki? Jeden z wywiadów z Rafmanem odbywa się zresztą w świecie Second Life, gdzie dziennikarz zadający mu pytania jest dość zwyczajnym, ludzkim avatarem, a artysta odpowiada właśnie jako Kool Aid Man, w dodatku z głosem potraktowanym autotunem.


Jon Rafman jak mało który artysta błyskawicznie reaguje na peryferyjne, skrajne zjawiska Internetu, które regularnie wypływają z takich odmętów jak 4chan czy inne imageboardy. Nie boi się zapuszczać się w rejony, o których wielu stara się nie myśleć, a następnie poświęcać długie godziny, by edytować szokujące materiały w starannie dopracowane montaże, z pięknie dobranymi kolorami i często budującą napięcie ścieżką dźwiękową. W swoich delirycznych filmach splata Rafman najdziwniejsze fetysze z dystopijnymi i surrealistycznymi narracjami. Szerokim echem odbił się w internetowym podziemiu teledysk do “Still Life (Betamale)” Oneohtrix Point Never, która była wersją z dodaną narracją. Widz obserwuje zdjęcia zapuszczonych, brudnych domów i piwnic, gdzie jedynym zadbanym przedmiotem jest komputer - lub komputery: obraz uzależnienia, absolutnej obsesji, porzucenia świata zewnętrznego. Podczas gdy robotyczny kobiecy głos deklamuje:
“As you look at the screen, it is possible to believe you are gazing into eternity. You see the things that were inside you. This is the womb, the original site of the imagination. You do not move your eyes from the screen. You have become invisible. The images captivate you, but still you drift off. You can still see every detail clearly, but can’t grasp the meaning. Whatever shift in your spiritual life occurs, fragments such as these surface…”
“Can’t grasp the meaning”. Niemożność złapania znaczenia czy sensu pewnych zjawisk to jeden z motywów przewodnich filmów Rafmana - podobne pytanie zadaje sobie widz zastanawiając się nad seksualnym potencjałem podskakiwania na wielkiej piłce nosząc jednocześnie fursuit czy noszenia maski postaci z mangi czy anime, nie mogąc dojść do racjonalnego wytłumaczenia tych zachowań. Internet odpowiada zapotrzebowaniu na najdziwniejsze zachcianki z przerażającą szybkością i dokładnością, a także sam tworzy permutacje nowych, łącząc dziwne zainteresowania i fetysze w coraz to nowe, bardziej absurdalne kombinacje, czego zwieńczeniem jest stroboskopowy kolaż pod koniec teledysku, gdzie w szaleńczym tempie przenikają się krwiste sceny w estetyce guro, furry porn oraz najchorsze fetysze, co potęguję dudniąca, apokaliptyczna muzyka Oneohtrix Point Never.

Nieco łagodniej, choć nadal dość ekstremalnie jest w najnowszym dziele Jona Rafmana, Mainsqueeze, który pojawił się w 2014 na stronie modowo-arystycznego kolektywu DIS Magazine. Dwa wspólne hasła określające film to “fascination” i “repulsion”. Jest tu mniej epatowania ekstremalnymi fetyszami, a więcej abstrakcyjnej narracji i mutacji “śmiesznych” filmików czy zdjęć. Pojawia się m.in. scena z cegłą wrzucaną do pralki. Pralka zaczyna straszliwie się trząść i stopniowo rozpada się, przypominając bardziej zwierzę w agonii niż maszynę - efekt jest głęboko niepokojący, nie zabawny. Następnie następuje montaż ludzi, którzy zaliczyli zgony na domówkach i zostali odpowednio “upiększeni” przez pijanych kolegów - jednak w wydaniu Rafmana nie przypominają śpiących imprezowiczów, a martwe ciała, dodatkowo poddane wyszukanym torturom. Niekiedy w głębokim internecie można znaleźć zdjęcia ludzi, którzy po zamordowaniu swoich ofiar robią sobie zabawne fotki z ich zwłokami - Rafman zmienia kontekst, przekształcając imprezę w miejsce kaźni. Oprócz tego otrzymujemy typowo rafmanowskie atrocity exhibition: kobietę rozdeptującą raka, umięśnionego mężczyznę rozgniatającego arbuzy udami, człowieka w przebraniu żaby bezskutecznie próbującego wydostać się z shibari, pracownika biurowego na przemian rozwajalającego i sklejającego swoją klawiaturę, układy taneczne cybergotów do relakasacyjnego ambientu oraz posty z forów oraz internetowe rozkminy (“What if the rocks are actually soft and tense up when we touch them?”) opowiadane niskim, jakby robotycznym głosem na tle przypominającej do złudzenia Tumblra galerii vaporwave’owych obrazków oraz wycinków renesansowych obrazów przedstawiających morderstwa i sceny biblijne. Rafman eksploruje internetowe trendy i uwielbienie internautów do wszystkiego co jest random i WTF.

Jon Rafman jest na przemian rzeźbiarzem, geologiem i speleologiem. Rzeźbi w tkance internetu, tworząc frapujące struktury, gdzie znaczenie ulatnia się i zmienia w każdej chwili. Bada kolejne warstwy cyfrowych osadów odkładających się na dnie forów, imageboardów i portali społecznościowych. A także zapuszcza się z każdym dziełem coraz głębiej, w świat ludzkiego umysłu, nie bojąc się wkroczyć w ciemność. Czyli tam, gdzie nie dociera światło oświetlające znany nam, łatwy w przyjęciu Internet.

sobota, 2 sierpnia 2014

Repozytorium potworów

Logo Fundacji SCP.
Internauci uwielbiają teorie spiskowe. Wiadomo o tym fakcie od czasu powstania pierwszego łączą, wszak między innymi dla tych celów, oprócz pornografii, powstał Internet. Użytkownicy współczesnej kultury, w tym także Sieci uwielbiają się bać, stąd ogromna popularność horrorów, zarówno dawniej, jak i dzisiaj. Szczególnie dzisiaj. W dobie, kiedy prawo do działania i publikowania swoich dzieł ma więcej kreatywnych ludzi niż kiedykolwiek, rodzą się wielkie idee. W tym także takie dotyczące skutecznego straszenia. Jednym z ciekawszych pomysłów tekstowego Internetu stały się creepypasty, czyli wklejane na różnych forach dyskusyjnych oraz imageboardach (najsłynniejsze to bodajże 4chanowe /x/ - działu ze zjawiskami paranormalnymi) przerażające historie anonimowych autorów, krążące po całej sieci i powielane raz po raz na blogach lub po prostu wymieniane między znajomymi np. na Facebooku. Od kilku lat na YouTube nagrywane są tekstowe wersje najlepszych creepypast, jak na przykład mający już status legendy horror The Russian Sleep Experiment.



Ponadto, oprócz tematów z creepypastami, a raczej w postaci załączników do owych, pojawiały się na imageboardach rozmaite fotografie lub ilustracje - rozmazane, przerobione w Photoshopie, zniekształcone, zaciemnione. Przedstawiały przerażające postacie, rzeźby czające się w mroku, czasami ledwo widoczne szczegóły rozbudzały silniej poczucie strachu. Często obrazki towarzyszące creepypastom nie nawiązywały do nich,  po prostu musiał tam być jakiś obrazek - taka jest idea imageboardu - nie można wrzucić posta bez ilustracji. Jedną z najprostszych, a zarazem najbardziej przerażających obrazków towarzyszących "strasznym" tematom było zdjęcie drewnianej z rzeźby z przerażająco, namalowaną chaotycznie twarzą i proporcjach przerośniętego niemowlaka. Oba rzeźba stała się później podstawą i symbolem, niemal "maskotką" Fundacji SCP, która stanie się swoistą biblioteką anomaliów, Wikipedią strachu, repozytorium potworów. SCP-173 było pierwszym "obiektem" w histrorii SCP - nazwa to akronim pochodzący od słów "Secure, Contain, Protect" - w polskim tłumaczeniu: "Zabezpieczać, Przechowywać, Chronić".


SCP-173. Nie mrugaj!
Fundacja SCP opiera się na popularnych teoriach spiskowych o tajnych siłach rządowych (lub nawet stojących nad rządami) organizacji, które mają niewiarygodne technologie i mogą wpływać na wszystko, nawet zmieniać samą rzeczywistość. Ta fikcyjna organizacja jest internetowym odpowiednikiem dawniejszych Facetów w Czerni. Stworzona na podobieństwo Wikipedii, używajaca tego samego silnika ( POLSKA WERSJA / ANGIELSKA WERSJA ) strona stanowi przegląd kreatywnego podejścia Internautów, którzy w tworzeniu przerażających zjawisk i obiektów użyli naukowej metody, przedstawiając wszystko w postaci dokładnie posegregowanych artykułów zbierających suche fakty na temat metod "przechowywania" (co najczęściej oznacza grube betonowe ściany, podziemne schrony, oddziały wojska, a czasami nawet ładunek nuklearny), zachowania się danego obiektu, jakie stanowi niebezpieczeństwo oraz jak działa w kontakcie z człowiekiem (a raczej "Personelem klasy D", jak eufemicznie określa Fundacja skazańców, których i tak spotkałaby kara śmierci). Po przeczytaniu już kilku artykułów o poszczególnych "obiektach" czytelnik zaczyna "wciągać się" w przygodę, w ten katalog osobliwych pomysłów i przerażających wizji.

Jako, że w Fundacji SCP wszystko jest skatalogowe i usystematyzowane, istnieją też różne stopnie niebezpieczeństwa, jakie obiekty przedstawiają dla człowieka i ludzkości jako całości. Pierwszy stopień to "Safe" - czyli "Bezpieczny". Są to obiekty, które nie stwarzają bezpośredniego zagrożenia, a jedynie są anomaliami, które muszą być przetrzymywane z dala od wścibskich oczu ludzi. Drugim stopniem jest "Euclid", czyli obiekty stwarzające już zagrożenie dla pojedynczych ludzi, lecz nie stwrzających zagrożenia dla całej ludzkości. Tym przykładem jest opisywane wcześniej kultowe SCP-173, betonowa rzeźba, która stoi bez ruchu gdy skierowany jest na nią czyjś wzrok, jednak przy mrugnięciu czy odwróceniu wzroku potrafi błyskawicznie przemieszczać się w kierunku swojej ofiary, by zabić ją przez uduszenie lub złamanie karku. Wielu fanów Doktora Who zauważyło podobieństwo SCP-173 do Płaczących Aniołów, niebezpiecznej rasy z uniwersum DW działającej na bardzo podobnej zasadzie. Ostatni, najwyższy stopień zagrożenia to Keter. Tym stopniem objęte są najgorsze, najbardziej niebezpieczne dla ludzkości potwory, które ze względu na swoją siłę i/lub rozmiary muszą być przechowywane w wyjątkowo bezpiecznych warunkach. Przykładem SCP o poziomie Keter jest SCP-682, praktycznie niezniszczalny stwór przypominający wielkiego warana z Komodo. Mimo aury powagi i horroru towarzyszącemu czytaniu strony pojawiają się też obiekty klasy "J" - czyli "joke SCP's". Jak SCP-420-J - zwyczajny joint, lub SCP-____-J, "kamień, który sprawia, że zwlekasz".
SCP-087. Nawiedzona klatka schodowa.
Fundacja SCP jest wielkim tyglem, przykładem wykorzystania kultury remiksu dla własnych celów - autorzy strony (wielu ukrytych pod pseudonimami fikcyjnych "Doktorów i "Agentów", czyli członków tej wielkiej, supertajemniczej organizacji) wykorzystali bardzo żywe, zwłaszcza w USA, teorie spiskowe na temat mitycznych grup rządzących światem (a nawet wszechświatem), dorobek kilkunastu wieków legend, wierzeń, baśni i horrorów, internetowe creepypasty, straszne obrazki, miejskie legendy mające wiele różnych wersji w jedną, unikatową całość, gdzie pomysły na przerażanie czytelników zmieniają się z każdym obiektem - od subtelnych, psychologicznych opisów prostych zjawisk po szczegółowe opisy obrzydliwych stworów, tkanek i miejsc, w które zapuszczały się ekipy. Są "transkrypty" z wywiadów z żołnierzami, świadkami zdarzeń, są agenci dający środki na amnezję tym, którzy widzieli obiekt SCP (kolejne skojarzenie z Facetami w Czerni), są olbrzymie uprawnienia wykraczające poza rządy i międzynarodowe traktaty, zjawiska odwołujące się do religii, nawet alternatywne historie świata. Fundacja SCP to masowa wyobraźnia puszczona samopas, doskonale rozwijające się i utrzymywane w porządku, mające własną kontrolę jakości (artykuły można oceniać, rozdając plusy lub minusy), udowadniająca, że źródłem strachu - podobnie jak fetyszem - może być wszystko, od ziejących czernią dziur po aparaty fotograficzne, a nawet okulary. Powstała nawet gra komputerowa pt. "SCP: Containment Breach", w której jest się "personelem klasy D" w ośrodku badawczym, w którym kilka potworów naraz wydostało się ze swoich "cel". Jak widać, straszne historie z internetowych odmętów dały nawet zaczątek survival horrorowi.