niedziela, 27 lipca 2014

W miarę jak wędrujesz podnóżem Internetu, tajemnica się pogłębia


M. Night Shyamalan ma takiego pecha, że pomysły na filmy ma fajne, tylko z wykonaniem jest gorzej. I z filmu na film jest gorzej. A wielka szkoda, bo chciałbym skupić się na jego dwóch filmach, w których jednym z narzędzi tworzenia klimatu strachu i niepewności jest brak informacji. Mam tu na myśli "Znaki" oraz "Zdarzenie". W tym drugim pojawia się scena, w której główny bohater wypytuje zdenerwowany jednego z konduktorów pociągu, dlaczego niespodziewanie się zatrzymali. "Straciliśmy kontakt ze wszystkimi", odpowiada mu konduktor. Podobnie w "Znakach", klimat budowany jest nie tylko przez różne, iście hitchcockowskie, dźwięki czy cienie, ale też przez brak informacji o tym, co dzieje się poza gospodarstwem podczas światowej inwazji kosmitów.

Żyjemy w cywilizacji informatycznej, słyszymy bardzo często, że obecnie to Informacja jest najważniejsza. Chcemy wiedzieć wszystko o wszystkim i wszystkich. Portale społecznościowe ułatwiły nam to zadanie nieskończenie - bez ogródek wywalamy prawie wszystko na wierzch, możemy też bez problemu od razu dowiedzieć się, jakie poglądy ma ten czy inny użytkownik, co lubi słuchać i oglądać, gdzie pracuje i na kogo prawdopodobnie zagłosuje. Przyzwyczailiśmy się do faktu, że informacja jest łatwo dostępna, od serwisów informacyjnych po Wikipedię. A nawet jeśli nie ufamy Wikipedii czy temu czy innemu serwisowi, zawsze są miliony innych stron internetowych, gdzie można znaleźć Informację. Do wyboru, do koloru. Ale co, gdy informacji nie ma? Gdy coś uparcie pozostaje tajemnicze, nieznane. Wprawia w zakłopotanie, wywołuje niepokój, trudno nam przyjąć, że coś po prostu jest, wszystko musi mieć powód i szerszy kontekst. Gdy takich informacji nie znajdujemy, tworzymy domysły i plotki. Przykładów w całym internecie jest mnóstwo - dziś opiszę kilka kanałów na YouTube, których atrakcyjność, paradoksalnie, polega na tym, że praktycznie nic o nich nie wiadomo.

Przykładem z naszego podwórka jest halucynogenny kanał Kraina Grzybów TV. Autorzy owych psychodelicznych filmików budują swoją legendę nie tyle na samej treści filmów (która sama w sobie jest zagadkowa), ale na swojej anonimowości i braku dalszych informacji. Facebookowa strona Krainy Grzybów wręcz wrze od interpretacji, analiz i teorii spiskowych, które rozpaczliwie starając się dopisać większą całość do oderwanych komunikatów. Podobny ferwor domysłów i teorii towarzyszył kilka lat temu amerykańskiemu kanałowi alantutorial, w którym tajemniczy autor, wyraźnie zachwiany umysłowo, tworzył coraz dziwniejsze filmy zwykłą kamerą trzymaną w dłoni, nigdy nie ujawniając twarzy. Na początku były to parodie wszystkich instruktaży typu "how to", ale z czasem otoczenie zaczęło się zmieniać, a treść filmów stawała się bardziej niepokojąca, budując domysły, że tytułowy Alan być może jest osobą chorą psychicznie, a może nawet mordercą. Istotnie - w niektórych filmach bohater znajdował się w tajemniczym białym pomieszczeniu, a gdzieś w tle wydobywał się jednostajny, przemysłowy szum. Gdzie indziej Alan nagrywa wnętrze ciemnego mieszkania z zewnątrz mówiąc, że zapomniał kluczy. Prawdziwą burzę wywołał jednak króciutki filmik przedstawiający zakrwawionego Alana. W przeciwieństwie jednak do Krainy Grzybów, która nadal pozostaje tajemnicza (i pozostaje jednym z najgoręcej omawianych fenomenów polskiego internetu, pomimo dopiero dwóch odcinków), twórca kanału alantutorial postanowił się ujawnić - nazywa się Alan Resnick, a obecnie tworzy dla telewizji Adult Swim (odpowiedzialnej w przeszłości za program Tima Heideckera i Erica Wareheima, o którym pisałem poprzednio).



W świecie, gdzie każdy aspirujący YouTuber tworzy dla swojego kanału fanpage na Facebooku, stronę na Instagramie i w dziesiątkach innych portali, kanały, o którym wiadomo niewiele lub nic są ciekawe z samego powodu braku informacji. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego "naturalnego" stanu, gdzie wiemy wszystko o wszystkim, że w momencie, kiedy nie można się czegoś o czymś dowiedzieć, to coś z miejsca staje się egzotyczne i nietypowe właśnie dlatego, że nic o tym nie wiemy. Szczególnie egzotyczny jest na tym tle kanał Webdriver Torso, w którym nie widać w ogóle udziału człowieka. Jakiś algorytm wrzuca co kilka minut nowe filmiki, z których większość trwa 11 sekund, choć zdarzają się filmy nawet 25-minutowe. Treśc filmów jest całkowicie losowa - oto na ekranie pojawiają się w różnych konfiguracjach niebieski i czerwony czterokąt, zmieniając co chwilę położenie i kształt, a towarzyszy temu zmieniający wysokość prosty elektroniczny ton. Powstawały najróżniejsze teorie spiskowe - że to próba porozumienia się z kosmitami, że to całkowicie zautomatyzowany kanał stworzony przez Sztuczną Inteligencję, która się ciągle "uczy", że to cyfrowy odpowiednik zimnowojennych radiostacji numerycznych. Wszystko to jest w sobie tajemnicze, ale plotki sięgnęły zenitu, gdy pośród tysięcy filmików przedstawiających losowe konfguracje dwóch czworokątów zaplątał się kilkusekundowy filmik przedstawiający wieżę Eiffela, a w innym filmiku pośród czworokątów pojawia się tańcząca sylwetka Ricka Astleya. Ktoś wyraźnie wiedział, że internautów fascynuje tajemniczość kanału i puszczał teraz do nich oko.


Prawda okazała się znacznie bardziej przyziemna, wręcz nudna: otóż Webdriver Torso to po prostu projekt prowadzony przez kilku pracowników Google (z ich biura w Zurychu w Szwajcarii, co oczywiście zdołali już ustalić niezmordowani w swoich poszukiwaniach internauci), który testuje jakość wrzucanych na YouTube filmków. Taka kontrola jakości, tylko powielona razy kilkadziesiąt (a może już kilkaset) tysięcy. Tylko dlaczego musieli dodać do tych filmików dźwięki, które sprawiają, że po plecach przechodzą ciarki!?

Ostatnim, najnowszym przykładem kanału, który buduję swoją "markę" przez połączenie tajemniczości i naprawdę intensywnej dziwności jest Memory Hole. Krótkie filmy (większość ma ok. 30 sekund) wyglądają jak domowe nagrania tworzone przez jakąś głęboko dysfunkcyjną rodzinę, z mnóstwem dziwnych rytuałów, piosenek i ubrań wygląda jak skrzyżowanie narkotykowych wygłupów w seksualnymi fetyszami. Czuć tu wyraźne nawiązania do niesławnego "Trash Humpers" Harmony Korine, z zaszumioną VHS-ową estetyką oraz galerią podejrzanych indywiduów.


Przeglądając te kanały, można zadać sobie pytanie: "Po co oni to robią?" Pewnie po to, by nas, wygodnickich internautów, rozpasanych i taplających się w milionach niepotrzebnych faktów, wytrącić nieco ze swojej strefy bezpieczeństwa. Żebyśmy poczuli się bezradni, ale i zafascynowani tym, co nieznane i co nie chce się ujawnić. Niektórzy na YouTube stają się sławni do tego stopnia, że są rozpoznawani na ulicach i zapraszani do telewizji - jak panowie z Abstrachuje TV. Inni stają się sławni właśnie prze to, że nic nie można się o nich dowiedzieć. I w tym szaleństwie jest metoda.